Anegdota
W roku 1981, gdy byliśmy pierwszoklasistami,
uczniowie rok starsi postanowili subtelnie pokazać nam
nasze miejsce w szkolnej hierarchii, wrzucając do sali historycznej kota.
W czasie lekcji oczywiście. Pani Profesor uśmiechnęła się
lekko i kontynuowała wykład. Kot obszedł całą salę, wspiął się
na każdy stolik i na koniec usiadł w podłodze,
vis a vis profesorskiej katedry.
Owinął przednie łapki ogonem i zaczął słuchać z uwag.
Przechylał łepek, mrugał oczami z przejęcia, słowem wykonał doskonałą kocią parodię pilnego ucznia.
Peli brew nie drgnęła.
Tym, którzy nie znają kocich obyczajów,
wyjaśniam – przeciętny człowiek w starciu
z byle mruczkiem nie ma szans.
Trzeba mieć silną osobowość i belferski talent,
by okiełznać takiego ucznia. Z nami poszło Jej dużo łatwiej.
Od tamtej kociej lekcji darzę Panią Profesor sympatią i szacunkiem.
I nie zmienia tego fakt, że nigdy już Jej tego nie powiem.